czwartek, 1 czerwca

Kobieta, egzotyczna odmiana człowieka

Naukowcy, którzy chcieli zrozumieć ludzkie ciało i jego relacje ze środowiskiem, odkrywali wspaniałe rzeczy na przestrzeni dziejów. Niestety, jedno znaczące zaniedbanie podczas wieków badań naukowych i metodologii doprowadziło do niezliczonych obrażeń, nieciągłości, a nawet zgonów.

Tekst: Aleksandra Sojka

Żyjemy w  świecie zaprojektowanym dawno temu przez mężczyzn dla mężczyzn. Świadomość historycznej roli, którą odegrał patriarchat w tworzeniu większości struktur społecznych, staje się coraz bardziej powszechna we współczesnym społeczeństwie. Jednak ponieważ rośnie liczba kobiet wybieranych na stanowiska władzy i  można obserwować większą różnorodność, wkrada się błędne przekonanie, że równouprawnienie płci, przynajmniej w  krajach rozwiniętych, zostało już osiągnięte. Jednak historia nie zapomina, a konsekwencje jednostronnego wykluczenia w świecie nauki odczuwać będziemy jeszcze długo.

Opisują świat ze swego punktu widzenia, nie odróżniając go od prawdy absolutnej

Wykluczenie kobiet z  badań naukowych, zarówno jako naukowców, jak i przedmiotów, jest zjawiskiem wciąż (wprawdzie na mniejszą niż kiedyś skalę) obecnym, jednak ważna jest jego historia. Większość twórców współczesnych teorii stanowią mężczyźni. Kobiety były wykluczane ze środowisk naukowych, a kiedy już je do nich dopuszczano, ich praca była często lekceważona. Są tego spore implikacje, ponieważ  – zwłaszcza w naukach społecznych – teoriom zarzuca się (często słusznie), że odzwierciedlają męskie zainteresowania i obawy. Charlotte Perkins Gilman w swojej książce Our Androcentric Culture or the Man Made World z 1911 r. nazwała takie zjawisko androcentrycznym uprzedzeniem.

Jeśli badana grupa jest niedostatecznie reprezentowana, osoby, które ją badają, mogą opierać się na własnych założeniach kulturowych lub społecznych. A jeśli mamy dziedzinę, w  której dominują mężczyźni, co przez większość historii miało miejsce w niemal każdej z nich, to oczywiście ich założenia na temat kobiet będą wpływały na rodzaj badań, które prowadzą, i kreowane teorie. I tak właśnie się dzieje. Niektórych może to zaskakiwać, ponieważ istnieje przekonanie, że nauka jest całkowicie obiektywna – naukowcy są uczeni, aby strzec się swoich uprzedzeń. W tym kontekście łatwo założyć, że w tym świecie, w którym pogoń za wiedzą powinna dominować nad wszystkim innym, opresyjne konstrukty społeczne i uprzedzenia, które utrudniają niemal zdecydowaną większość pozostałych aspektów naszego życia, nie mają już tak dużego wpływu. Czyż nie byłoby pięknie ustalić, że naukowcy mogą zjednoczyć się na wspólnym gruncie, gdy zgłębiają kwestie egzystencjalne? Smutną rzeczywistością jest jednak to, że naukowczynie od samego początku były zmuszane do walki najpierw o przysłowiowe miejsce przy stole, a potem o uznanie.

Taki mylny pogląd na temat braku stronniczości nauki wywodzi się z tego, że filozofia nauki tradycyjnie pozostawała pod wpływem pozytywizmu logicznego (oparcia całej wiedzy na danych empirycznych), więc koncentrowała się głównie na uzasadnianiu właściwej metody naukowej. W  późnych latach 60. XX w. zaproponowano jednak ideę, zgodnie z  którą naukowcy trzymają się wielu swoich najbardziej fundamentalnych założeń, ponieważ wywodzą się z  określonego środowiska akademickiego i pracowali w określonej społeczności, w której założenia te są uważane za prawdziwe. Ta szkoła (sociology of scientific knowledge) utrzymuje, że wiedza jest określana na podstawie tego, jakie teorie i koncepcje są ustanawiane i akceptowane zgodnie ze społecznymi, politycznymi i zawodowymi interesami naukowców. Innymi słowy, to właśnie te interesy – a nie zestaw abstrakcyjnych standardów tego, co należy uważać za prawdę – określają, co zaczynają oni uważać za wiedzę. Takie społeczne uwarunkowania pozwalały przez wiele lat na odłożenie spraw kobiet na bok.

Nikt nie rodzi się kobietą, lecz się nią staje

Brak ich reprezentacji w  środowisku naukowym doprowadził część z nich do podjęcia radykalnych kroków, aby móc rozwijać swoje zainteresowania. Świetnym przykładem jest James Barry, a właściwie Margaret Ann Bulky, która zapisała się w historii jako pierwsza kobieta, która została lekarzem, pionier reformy i higieny szpitali oraz pierwsza kobieta, która awansowała do stopnia generała w armii brytyjskiej. Wszystko dzięki temu, że przez większość swojego życia udawała mężczyznę, przejmując nazwisko swojego wujka. To pozwoliło jej dostać się na studia medyczne i rozwijać swoją karierę. Jej faktyczna płeć biologiczna została odkryta i wyjawiona dopiero po śmierci.

Kobiety, nawet po otrzymaniu pozwolenia na studiowanie i zgłębianie wiedzy, rzadko kiedy były zauważane przez świat nauki. W 1993 r. Margaret Rossiter ukuła termin „efekt Matyldy”, aby opisać systematyczne uprzedzenia, przez które praca kobiety jest ignorowana, nie cieszy się uznaniem lub jest zapomniana na rzecz mężczyzny, któremu przypisana ostatecznie zostaje cała zasługa za przełomowe odkrycie z dziedziny nauki. Efekt Matyldy został tak nazwany na cześć sufrażystki Matyldy Joslyn Gage. Była ona obrończynią praw kobiet, która pomagała prowadzić i  nagłaśniać ruch na rzecz ich praw wyborczych w  Stanach Zjednoczonych. Dotknął on wiele kobiet, które pomogły w  opracowaniu przedmiotów, używanych na co dzień. Ciekawym przykładem jest fizyczka eksperymentalna Chien-Shiung Wu, ciesząca się takim samym szacunkiem jak Maria Skłodowska-Curie. Pracowała ona m.in. nad Projektem Manhattan, dokonała również w 1956 r. przełomowego odkrycia – używając radioaktywnego kobaltu, przeprowadziła serię eksperymentów, które obaliły prawo parzystości. Dwaj inni badacze, Tsung-Dao Lee i  Chen-Ning Yang, wysunęli wcześniej teorię o  jego nieprawdziwości, ale potrzebowali dowodów, które zdobyła właśnie Wu. Lee i  Yang otrzymali Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki w 1954 r., zaś Wu została pominięta. Najgłośniejszym przykładem jest natomiast Rosalind Franklin, która podczas badań w King’s College w 1951 r. zaczęła robić zdjęcia rentgenowskie struktury DNA. Przedstawiła swoje odkrycia – w tym ujęcie podwójnej helisy – na wykładzie, na którym obecny był James Watson. Pomysł „podwójnej helisy” Watsona i Cricka był wówczas tylko teorią. Mężczyźni opublikowali swoje badanie wraz z obrazem odkrytym przez Franklin w 1953 r., otrzymując Nagrodę Nobla w 1962 r.

Podczas drugiej wojny światowej Hedy Lamarr, hollywoodzka aktorka, opracowała pomysł „przeskakiwania częstotliwości”, który miał zapobiegać podsłuchiwaniu wojskowych radiotelefonów. Niestety marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych zignorowała jej patent – a później wykorzystała jej odkrycia do opracowania nowych technologii, na podstawie których działa komunikacja bezprzewodowa. Wiele lat później jej patent został ponownie odkryty, co doprowadziło do otrzymania przez Lamarr nagrody Electronic Frontier Foundation, ale dopiero na krótko przed jej śmiercią w 2000 r.

Z kolei Jocelyn Bell Burnell pracując w Cambridge, odkryła nieregularne impulsy radiowe. Po pokazaniu odkrycia swojemu doradcy, zespół pracował razem, aby dowiedzieć się, czym one naprawdę są (pulsarami). Burnell nie otrzymała żadnego uznania za swoje dokonanie – zamiast tego jej doradcy, Antony Hewish i  Martin Ryle, otrzymali Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki w  1974 r. Nazwisko Katherine Johnson zaczęło rozbrzmiewać w dialogu społecznym w zasadzie dopiero po powstaniu filmu Ukryte postacie w 2017 r. Johnson była nazywana „komputerem” ze względu na swoją inteligencję. To ona zaproponowała dokładną trajektorię, po której statek kosmiczny Freedom 7 po raz pierwszy z powodzeniem wszedł w kosmos w 1961 r., a później dokonał tego Apollo 11. Często pozostawała niedoceniona przez swoich kolegów płci męskiej i spotykała się z dyskryminacją rasową. Jak powiedziała Virginia Woolf: zaryzykowałabym przypuszczenie, że Anon, który napisał tak wiele wierszy bez ich podpisywania, często był kobietą.

Podcinają jej skrzydła – i ubolewają, że nie umie latać

Do dziś istnieje dobrze udokumentowana luka między zaobserwowaną liczbą prac tworzonych przez kobiety i mężczyzn w nauce. Według badania przeprowadzonego w 2021 r., przynajmniej część tej luki jest wynikiem tego, że kobietom w zespołach badawczych znacznie rzadziej przypisuje się ich autorstwo. Badanie bazowało na trzech różnych źródłach danych. Z  jednej strony dane administracyjne pokazały, że nazwiska kobiet znacznie rzadziej wymieniane są w ramach prac zespołów badaczy. Ankieta autorów i  badanie jakościowe również potwierdziły, że praca kobiet dużo częściej jest po prostu ignorowana. W związku z tym, przynajmniej część zaobserwowanych nierówności między płciami w  dorobku badawczym może wynikać nie z różnic we wkładzie naukowym, ale raczej w atrybucji. W innym opracowaniu Yale z 2012 r. (Corinne A. Moss-Racusin) naukowcom przedstawiono materiały aplikacyjne studenta ubiegającego się o  stanowisko kierownika laboratorium, który zamierzał kontynuować studia podyplomowe. Połowa próby otrzymała aplikację z dołączonym imieniem męskim, a druga połowa otrzymała dokładnie tę samą aplikację, ale z dołączonym imieniem żeńskim. Wyniki pokazały, że aplikujące „kobiety” zostały ocenione znacznie niżej niż „mężczyźni” pod względem kompetencji, możliwości zatrudnienia i tego, czy naukowiec byłby skłonny być mentorem studenta. Badani zaoferowali również niższe pensje początkowe kandydatkom: 26 507,94 USD w porównaniu do 30 238,10 USD. Jako inny przykład, Knobloch-Westerwick i in. (2013) odkryli, że absolwenci oceniają abstrakty konferencyjne związane z  naukami ścisłymi bardziej pozytywnie, gdy są przypisywane mężczyźnie w porównaniu z  tymi, których autorką jest kobieta. Te uprzedzenia są często niezamierzone, przejawiane nawet przez osoby, które bardzo cenią uczciwość i uważają się za obiektywne. Rzeczywiście, dyskryminacja płciowa często wynika z nieświadomych procesów lub manifestuje się tak subtelnie, że umyka uwadze. Niezależnie jak bardzo niezamierzone, systematyczne uprzedzenia ze względu na płeć faworyzujące mężczyzn-naukowców i  ich pracę mogą znacznie utrudnić postęp naukowy i  komunikację. Liczne badania sugerują, że społeczność naukowa (szczególnie w naukach ścisłych, takich jak technologia, inżynieria i matematyka) nie wykorzystuje swojego potencjału, ponieważ jednorodna siła robocza osłabia kreatywność i satysfakcję pracowników, wykładowców i studentów.

Wykluczenie kobiet z  przestrzeni naukowej doprowadziło je do wybierania dziedzin opierających się na badaniach terenowych. Stało się tak dlatego, że naukowczynie chciały się czuć bardziej zaangażowane w prace naukowe. W rezultacie doprowadziło to do podziału nauki na hierarchię obszarów zdominowanych przez mężczyzn, takich jak fizyka oraz bardziej „kobiecych”, takich jak biologia i botanika.

W zakresie niektórych dziedzin wprowadzone zostały powoli systemy i szkoły, mające przeciwdziałać takiemu zjawisku. W  ekonomii jest to na przykład feministyczna ekonomia polityczna. Ta szkoła przeprowadziła między innymi badania nad feminizacją ubóstwa, zwłaszcza w  krajach rozwijających się. Wiele opracowań tradycyjnej ekonomii rozwoju kładło nacisk na takie kwestie, jak wzrost dochodu per capita, pożądane inwestycje oraz międzynarodowa konkurencyjność państw. Postęp w osiąganiu każdego z tych celów można osiągnąć bez zwracania uwagi na kwestie dotyczące wewnętrznej redystrybucji dobrostanu między jednostkami i  grupami. Jeśli jednak dobro kobiet, rodzin i  społeczności zostanie potraktowane jako punkt wyjścia do badań empirycznych, okazuje się, że wzrost ogólnych wskaźników często działa na ich niekorzyść. Jednym z najbardziej znaczących wkładów wniesionych przez feministyczną ekonomię polityczną jest szczegółowe badanie ekonomii gospodarstwa domowego. Większość jej wczesnych modeli ignoruje płciowy charakter relacji władzy w  gospodarstwach domowych, nie traktuje podziału pracy w kategoriach płciowych i wyjaśnia zachowania ekonomiczne jako zbiór racjonalnych odpowiedzi na różnice w  zależnościach członków rodziny. Jednak rodzinne podziały obowiązków powodują, że kobiety w większym stopniu wykonują nierynkową pracę domową. Aby to uwzględnić, jedną ze strategii jest wyjście od płciowego charakteru relacji władzy w gospodarstwie domowym, a następnie wyjaśnienie zarówno tego, jakie zachowanie to generuje, jak i wynikającej z tego dystrybucji zasobów.

Łatwiej poddać się ślepo niewoli, niż pracować nad wyzwoleniem: umarli także są lepiej przystosowani do ziemi niż żywi

W związku z niedostateczną reprezentacją kobiet w  nauce, można znaleźć wiele przykładów tego, jak były ignorowane w kontekście podmiotowym. Tradycyjnie badania laboratoryjne przeprowadzane były tylko na samcach szczurów laboratoryjnych. Miało to dać bardziej wystandaryzowane wyniki, bez konieczności uwzględniania przez naukowców hormonalnych cykli życiowych samic. Ułatwiło to zapewne cały proces, co musiało spodobać się w środowisku naukowym, ale udawanie, że daje to miarodajne wyniki dla całej populacji to poważny błąd metodologiczny.

Gdy do nauki dopuszczone zostały w  większym stopniu kobiety, na jaw raz po raz zaczęły wychodzić pewne uproszczenia i  niedociągnięcia. W swojej książce Inferior: How Science Got Women Wrong and the New Research that’s Rewriting the Story Angela Saini opisuje kobietę, Helen Hamilton Gardner. Zajmowała się ona badaniem mózgów. Wówczas zakładano, że kobiety są mniej inteligentne od mężczyzn, ponieważ organy te są u nich mniejsze. Gardner zauważyła (słusznie), że jeśli rozmiar mózgu jest wyznacznikiem inteligencji, to człowiek nie jest najinteligentniejszym stworzeniem. Dodała, że jego wielkość może zależeć od wielkości ciała, w związku z czym statystycznie mniejsze kobiety mogą mieć również mniejszy mózg. Jej teorie były z początku raczej krytykowane, ponieważ bardzo starano się znaleźć jakąś przyczynę podrzędności kobiet, ale ostatecznie jej spostrzeżenia dały podstawy do wielu dalszych badań. Saini zauważa, że historycznie środowisku naukowemu dość łatwo przychodziło dochodzenie do tego typu wniosków biologicznych, ale świadczyło to głównie o jego lenistwie.

W 2019 r. brytyjska autorka Caroline Criado-Perez napisała książkę Invisible Women: Exposing Data Bias in a World Designed for Men, w której opowiada o tym, dlaczego jej zdaniem świat został zaprojektowany głównie dla mężczyzn i jakie są tego skutki dla kobiet, rozpoczynając od mniejszej wygody, a  na śmierci kończąc. Obecnie powszechnie uznaje się, że niezliczone pacjentki z  chorobami serca zostały błędnie zdiagnozowane na izbie przyjęć i wysłane do domu, gdzie pozbawione profesjonalnej opieki umierały, prawdopodobnie z powodu zawału, ponieważ przez dziesięciolecia nie było wiadomo, że mogą wykazywać one inne objawy niż mężczyźni w przypadku chorób sercowo-naczyniowych. Inny medyczny przykład to manekiny do resuscytacji. W  2017 r. badanie przeprowadzone przez University of Pennsylvania School of Medicine wykazało, że szanse przeżycia mężczyzn były o 23 proc. wyższe niż kobiet, jeśli chodzi o resuscytację w miejscach publicznych. Manekiny przez dziesięciolecia były oparte na przeciętnym męskim ciele, czyli pozbawionym biustu. Dane wskazują, że ludzie przez to czują się mniej komfortowo podczas wykonywania resuscytacji krążeniowo-oddechowej kobiety, której nie znają, ponieważ wymaga to dotykania klatki piersiowej. Innym przykładem jest to, że grupa inżynierów, w której przeważali mężczyźni, dostosowała pierwszą generację samochodowych poduszek powietrznych do ciał dorosłych mężczyzn, co skutkowało możliwymi do uniknięcia zgonami kobiet i dzieci. Według badania przeprowadzonego w 2011 r. przez University of Virginia Center for Applied Biomechanics, oznaczało to, że kobiety uczestniczące w wypadkach miały o 47 proc. większe ryzyko odniesienia poważnych obrażeń niż mężczyźni, a także o 71 proc. większe prawdopodobieństwo odniesienia umiarkowanych ran.

Mężczyzna jest definiowany jako istota ludzka, a kobieta jako istota kobieca – kiedykolwiek zaczyna zachowywać się jak człowiek mówi się o niej, że imituje mężczyznę

W  miejscach pracy różnice biologiczne również są ignorowane. Przeciętny pracownik biurowy, pod którego projektowano przestrzenie biznesowe, miał prawdopodobnie około 40 lat, ważył 70 kg, był biały i ubrany w garnitur. I to przez niego kobiety trzęsą się przy biurkach w  klimatyzowanych budynkach. Formuła na określenie standardowej temperatury w biurze została opracowana w latach 60. XX w. na podstawie tempa spoczynku metabolicznego przeciętnego mężczyzny. Jednak wielkość ta u młodych dorosłych kobiet wykonujących lekką pracę biurową jest znacznie niższa niż standardowe wartości dla mężczyzn wykonujących tę samą aktywność. W  rzeczywistości formuła może przeszacować tempo metabolizmu kobiet nawet o 35 proc., co oznacza, że w obecnych biurach jest dla nich średnio o pięć stopni Celsjusza za zimno. Dzieje się tak, ponieważ komórki tłuszczowe wytwarzają mniej ciepła niż komórki mięśniowe, dlatego wyższy stosunek tych pierwszych do drugich u kobiet może mieć znaczenie. Poza tym są one zwykle mniejsze niż mężczyźni, więc mają niższą spoczynkową przemianę materii. Zmarznięte kobiety siedzą w biurze od 9.00 do 17.00, wbrew swojemu cyklowi biologicznemu. To mężczyźni mają 24-godzinny cykl hormonalny, a kobiety 28-dniowy. Połowa populacji dostosowała się do harmonogramu działającego przeciwko nim. W  końcu kobiety były wykluczane z pracy w korporacji aż do lat 60. XX w. To prawda, że wszystkie płcie mają dobowy rytm biologiczny, który przebiega w cyklu 24-godzinnym. Jednak w przypadku mężczyzn ten rytm biologiczny ma najwyższy poziom testosteronu i  kortyzolu rano, dlatego często wstają oni wcześnie, wykonują duże treningi i od razu biorą się do pracy.

Kobiety w wieku rozrodczym z kolei mają drugi rytm biologiczny oprócz ich rytmu dobowego, czyli ten miesięczny. Wpływa on na sześć kluczowych układów ciała, z których dwa – mózg i system reakcji na stres – silnie oddziałują na pracę. Gdy zaczyna się okres, poziomy estrogenu i progesteronu są najniższe. Wiadomo, że powoduje to spadek energii. Wraz ze wzrostem poziomu estrogenu w fazie folikularnej cyklu kobiety zazwyczaj czują się szczęśliwsze i mogą mieć więcej chęci do działania. Kiedy zbliżają się one do owulacji, poziom estrogenu jest najwyższy. Po owulacji, w fazie lutealnej, poziom estrogenu spada wraz ze wzrostem progesteronu. Dla większości kobiet jest to najbardziej problematyczna część cyklu. Dzieje się tak dlatego, że progesteron ma działanie „depresyjne” w porównaniu z estrogenem i może prowadzić do niskiego poziomu energii i obniżonego nastroju. Napięcie przedmiesiączkowe, zmienne nastroje, skurcze, bóle głowy, tkliwość piersi odczuwa ponad połowa populacji, a mimo to nadal próbujemy prosperować w systemie pracy, który nie ma nawet polityki dotyczącej zdrowia menstruacyjnego.

Inne przykłady, może mniej dotkliwych, ale jednak nadal niewygodnych kwestii, są chociażby w branży smartfonów. Niektóre wczesne systemy rozpoznawania głosu zostały skalibrowane do typowych męskich tonacji. W rezultacie głosy kobiet były dosłownie niesłyszalne. Dodatkowo, dopiero w  2016 r. Apple naprawił usterkę, która powodowała, że Siri wysyłała osoby szukające klinik aborcyjnych w USA do ośrodków adopcyjnych – pięć lat po powstaniu problemu. Kompleksowa aplikacja zdrowotna na iPhone’a, która nie miała modułu do śledzenia okresu; sposób, w jaki Siri mogła znaleźć dostawcę Viagry, ale nie dostawcę aborcji – tak się dzieje, gdy nie uwzględnia się kobiet w procesie podejmowania decyzji – mówi Criado-Perez, po czym dodaje: to nie spisek. Ani przez chwilę nie sądzę, aby projektanci Apple chcieli skrzywdzić kobiety – myślę, że po prostu nie wiedzieli.

Oprócz opisanych wcześniej problemów z  diagnozą medyczną wynikających z samej metody badawczej, niektóre z przyczyn dyskryminacji płciowej przy wizytach lekarskich mają swoje źródło bardziej w  przyzwyczajeniach medyków. Badania pokazują, że w przypadku odczuwania chronicznego bólu, więcej kobiet dostaje diagnozę na tle psychologicznym. U mężczyzn częściej jest to tło fizyczne. Jednocześnie kobietom w przypadku zgłoszenia takich właśnie problemów przepisywane jest mniej leków przeciwbólowych, a  więcej antydepresantów. Kobiety częściej opisuje się jako zbyt wrażliwe, a więc rzadziej wierzy się w ich ból. Warto w tym miejscu wspomnieć również o drugiej stronie medalu: mężczyźni z  problemami psychicznymi spowodowanymi właśnie chronicznym bólem z mniejszym prawdopodobieństwem otrzymają pomoc psychologiczną, ponieważ lekarze mają skłonność do opisywania ich jako silnych i zrównoważonych.

Również w przypadku zaburzeń takich jak autyzm czy ADHD istnieją pewne bariery w diagnozie kobiet, które prowadzą do dużo późniejszego stwierdzenia choroby niż ma to miejsce w  przypadku mężczyzn. W 2022 r. opublikowano badanie, według którego prawie 80 proc. kobiet z autyzmem jest błędnie diagnozowanych – często myli się go z zaburzeniami takimi jak zaburzenie osobowości typu borderline, zaburzenia odżywiania, choroba afektywna dwubiegunowa i stany lękowe. Dzieje się tak dlatego, że dziewczęta z autyzmem mogą mieć mniej dostrzegalne trudności społeczne i często mają lepszą komunikację werbalną niż chłopcy z  tą przypadłością. Z  kolei dziewczyny z ADHD często nie są tak silnie nadpobudliwe. Oznacza to, że te i  podobne zaburzenia w ich przypadku mogą zostać przeoczone przez rodziców, nauczycieli, a  nawet medyków, ponieważ kryteria diagnostyczne nie odpowiadają bezpośrednio ich objawom. Takie dziewczęta przez brak leczenia mogą mierzyć się ze słabymi wynikami w nauce, problemami behawioralnymi czy społecznymi.

Prawdopodobnie większość z  wymienionych zaniedbań nie jest celowa. Być może kiedyś wynikała ona z bardzo widocznej różnicy w traktowaniu kobiet i mężczyzn, współcześnie jednak duża część nierówności płciowych w krajach rozwiniętych wywodzi się zapewne bardziej z przyzwyczajenia i kulturowych schematów lub po prostu niedopatrzeń. W przypadku lekarzy niewielu z nich uważa, że w grę wchodzi celowa dyskryminacja. Jest to raczej wynikiem funkcjonujących niekiedy do dzisiaj przestarzałych konwencji i przekonań. Początki tej sytuacji sięgają wielu lat wstecz – wyjaśnia lek. med. Janine Clayton, dyrektor Biura Badań nad Zdrowiem Kobiet w  amerykańskim National Institutes of Health. Wiele nauk medycznych opiera się na przekonaniu, że fizjologia mężczyzn i kobiet różni się tylko pod względem płci i narządów rozrodczych. Z tego powodu większość badań przeprowadzono na zwierzętach płci męskiej i komórkach męskich. Na stronie Biura (orwh.od.nih.gov/) można zapoznać się z informacjami o tym, jak płeć, zarówno w rozumieniu biologicznym, jak i społecznym, wpływa na zdrowie i poszczególne choroby.

Dzięki mitom nakaz zbiorowości, kolektywny imperatyw, wciska się w każdą świadomość

Cieszy to, że w dialogu społecznym prowadzonym przez międzynarodowe organizacje, takie jak chociażby Unię Europejską czy ONZ, powszechna stała się walka o  to, by przedstawiciele wszystkich płci byli traktowani równo. Nadal jednak warto mówić głośno o  tym, co wymaga reformy. Często, szczególnie online, dzisiejszy feminizm jest krytykowany i dyskutuje się, czy jest potrzebny, zwłaszcza w rozwiniętym świecie. W końcu wiele kobiet zajmuje dobre stanowiska, a  i  prawnie zapewniona jest pełna równość. Mówi się, że istnieje wiele problemów związanych z równouprawnieniem i  prawami kobiet w  innych regionach świata. Rzeczywiście, to na tych problemach powinno się przede wszystkim skupiać swoją uwagę walcząc o równouprawnienie. Jednak stwierdzenie, że w krajach zachodu osiągnięto równość płci jest dalekie od prawdy. Dzisiejszy problem polega na tym, że mamy do czynienia ze „złudzeniem równości płci”, zwłaszcza wśród młodych ludzi z  klasy średniej. Rewolucja feministyczna była „niedokończoną rewolucją” i  chociaż wiele już osiągnięto, wiele pozostaje jeszcze do zrobienia. Cała dyskusja odbywa się dlatego, że nierówności pozostają ukryte bardzo głęboko w  strukturze naszego społeczeństwa. Wiele opresji, których kobiety doświadczają na co dzień, jest usystematyzowanych i  zinstytucjonalizowanych. Postawy i  normy patriarchalne są tak głęboko zakorzenione w  funkcjonowaniu społeczeństwa i relacjach władzy, że nie są widoczne. Nie wszyscy od razu, bez zgłębienia tematu mogą się zgodzić z tym, że nadal żyjemy w  świecie zdominowanym przez mężczyzn ze względu na to, że nie są to namacalne czy oczywiste ograniczenia, takie jak brak prawa do głosu czy nierówność płacowa. To sprawia, że obecny ucisk kobiet w naszym społeczeństwie łatwo przeoczyć i jest on często ignorowany nawet przez niektóre z nich, które ze względu na swoją pozycję społeczno-ekonomiczną lub inne uwarunkowania nie muszą mierzyć się z  jego konsekwencjami. Artykuł opisał pominięcie kobiet w świecie nauki i technologii, ale jest to jedynie wierzchołek góry lodowej. Jeśli natomiast uważasz, że to nie jest duży problem, pozostaje się cieszyć. Uprzywilejowanie (w  jakimś wymiarze) ma to do siebie, że jest w zasadzie mało widoczne dla tych, którzy je posiadają. I nie ma wstydu w przyznaniu się do bycia w uprzywilejowanej pozycji zarówno płciowej, jak i chociażby klasowej – pozostaje jedynie wykorzystać ją jak najlepiej.

*śródtytuły zaczerpnięte zostały z książki Druga płeć (fr. Le deuxième sexe) napisanej przez Simone de Beauvoir w 1949 r.

**autorka tekstu zdaje sobie sprawę, że mężczyźni również borykają się z niedogodnościami z powodu systemu patriarchalnego i podziału ról w  społeczeństwie. Jednak tekst został napisany w duchu tego, że nasze społeczeństwo jest zbudowane w sposób faworyzujący męskość w stosunku do kobiecości, co stawia wszystkich kojarzonych z kobiecością w niekorzystnej sytuacji, szczególnie w podejmowanym temacie – czyli w świecie nauki. Tekst ma charakter informacyjny i nie wyczerpuje tematu płciowości. Autorka ma nadzieję, że w MAGLU pojawiać się będą również teksty podejmujące temat problemów systemowych dotyczących mężczyzn.