Film

Niewielu jest twórców, których dzieła są równie transgresywne co filmy tajskiego reżysera Apichatponga Weerasethakula
Stany Zjednoczone, lata 20. XX wieku, ostatnie dni świetności kowbojów z krwi i kości, nie lękających się trudnej pracy na farmie. Czas mężczyzn spędzających dni na opiece nad zwierzętami, oporządzeniu mięsa i skór czy wielodniowych podróżach ze stadem przez północnoamerykańskie równiny. To również ostatnie chwile wolności, swobody, życia w kontakcie z naturą. Czas, który już niedługo zostanie przerwany
Bycie dzieckiem nie jest łatwe. Ciągłe poszukiwanie własnej tożsamości, lawirowanie między oczekiwaniami dorosłych i rówieśników, niepewność związana z niewystarczającą znajomością samego siebie i otaczającego świata a do tego frustracja wynikająca z braku sprawczości. Można powiedzieć, że trudniejsze jest tylko bycie rodzicem.
Wchodzimy w świat Daniela (Dawid Ogrodnik) pochodzącego z niewielkiej wsi w województwie mazowieckim. Jest ciepłą i oddaną osobą, która przemierza na skuterze lokalne drogi i wie o wszystkim, co dzieje się w okolicy. To artysta i gorliwy katolik. W swojej twórczości inspiruje się wsią i walczy o lepsze warunki życia dla jej mieszkańców, dołączając do strajku rolników. Mimo działań na rzecz społeczności, wciąż mierzy się z kontrowersjami. Wszystko za sprawą orientacji seksualnej Daniela, który jest zdeklarowanym gejem. Dla większości mieszkańców jest to tematem tabu.
Ludzie w Goffmanowskim teatrze życia codziennego są nade wszystko „akrobatami i graczami” poruszającymi się po chybotliwym pomoście zmieniających się nieustannie sytuacji, ale bynajmniej nie egzystują przecież poza systemem społecznym, oderwani od struktur społecznych i niezależni od wzorów kultury. Żyją oni w określonym miejscu i czasie, przestrzegają norm i konwenansów, uprawiają określone zawody itd. Czy to przypadek, że słowo wstępu Jerzego Szackiego do książki Ervinga Goffmana Człowiek w teatrze życia codziennego mogłoby stanowić opis Hotelu Paradise w telegazecie?
Istnieją takie filmy, które zachwycają, do pewnego stopnia jednocześnie odpychając od siebie odbiorcę. Widz podczas seansu jest zafascynowany tym, co dzieje się na ekranie, gdy równocześnie z tyłu jego głowy pojawia się myśl, że poczucie przyjemności z oglądania tego filmu jest czymś złym, niedobrym, stojącym wręcz w sprzeczności z człowieczeństwem. I taka jest właśnie Aida