TEKST: Paulina Mańko
Dodatek, a może obowiązek? Praktyczny czy artystyczny i kolorowy. Ekstrawagancki lub subtelny. Makijaż – nieodłączna część naszej codzienności. Na przestrzeni lat zmieniały się jego wygląd, znaczenie, ale i odbiór ludzi, którzy się malowali. A jak jest dziś? Jaką rolę pełni w społeczeństwie i jak na nas oddziałuje?
Malowanie twarzy i ciała jest jedną z najstarszych czynności znanych naszemu gatunkowi. Początkowo była to forma ochrony przed pogodą, rodzaj kamuflażu lub część rytuałów. Pierwsze udokumentowane wzmianki o make-upie z prawdziwego zdarzenia pochodzą z antycznego Egiptu. Każdy, kto zetknął się ze sztuką egipską, kojarzy charakterystyczny makijaż oczu. Kreski powstawały przy użyciu kohl – czarnego pigmentu, który chronił oczy przed słońcem i owadami. Dodatkowo na całej powiece i pod łukiem brwiowym nakładano farbę z proszku malachitowego. Poprzez makijaż zaznaczano swój status w społeczeństwie lub przywiązanie do religii i chęć naśladowania bogów. Choć mocne podkreślenie oczu było najważniejsze, to porównywalnie dużą uwagę zwracano na usta. Kleopatra miała czerwoną szminkę zrobioną z kwiatów, czerwonej ochry, rybich łusek, zmiażdżonych mrówek, karminu i wosku pszczelego. Dzisiaj taka mieszanka zdecydowanie nie przeszłaby ani jednego testu bezpieczeństwa. Nie zmienia to jednak faktu, że członkowie rodziny królewskiej i klasy wyższej malowali usta, aby pokazać swoje wyrafinowanie i status w społeczeństwie.
Makijaż, który wpędzi cię do grobu
Z biegiem czasu historia makijażu stała się mniej kolorowa. Od średniowiecza do końca XIX w. królował trend bladej skóry. Dobrym przykładem na zobrazowanie tej mody jest portret angielskiej królowej Elżbiety I. Idealna dworska piękność miała alabastrowo białą skórę, czerwone usta, jasne oczy i włosy. Nieskazitelnie blada skóra świadczyła o szlacheckim pochodzeniu, bogactwie i delikatności. „Anielski” wygląd kobiet miał odzwierciedlać ich wewnętrzną czystość. Propagandowo brzmi to świetnie, prawda była jednak znacznie mniej przyjemna. Gruba warstwa makijażu miała ukryć blizny, które pozostały po ospie. Dawniej, jeżeli choroba nie zabiła, to pozostawiała ślady, które nawet wśród wysoko urodzonych były powodem do szykan. Nic więc dziwnego, że XVI-wieczne damy nakładały dużą warstwę makijażu, mając nadzieję, że niedoskonałości staną się niewidoczne. Z autopsji wiemy, że tak to nie działa. Najgorszy w tym wszystkim był jednak nakładany kosmetyk, a właściwie to, co się w nim znajdowało. Do wybielania twarzy używano tzw. bieli weneckiej – mieszanki wody, octu i ołowiu. Zamiast upiększyć, jej stosowanie zatruwało organizm, uszkadzało skórę, powodowało wypadanie włosów, a niekiedy nawet prowadziło do śmierci. Na wspomnianym wcześniej portrecie królowa ma czerwone usta – warto wspomnieć, że kolor pochodził z cynobru – minerału zawierającego rtęć. Można by pomyśleć, że nawet jeśli składniki faktycznie były średnio odpowiednie, to przecież makijaż jest zmywalny. Nic bardziej mylnego. Raz nałożona „tapeta” zostawała na twarzy przez kilka dni, a jak już przychodziła pora na zmycie tego wszystkiego, stosowano miksturę ze skorupek jajek, ałunu i rtęci. Znane powiedzenie mówi chcesz być piękną, musisz cierpieć, ale chyba nie chodziło o taki rodzaj poświęcenia.
Szminka w służbie ojczyzny
Damska uroda i makijaż stały się osobliwą przestrzenią w czasie II wojny światowej. Jej skutkiem było to, że miliony kobiet pracowały w fabrykach lub pośrednio w siłach zbrojnych. Wejście na rynek pracy i pewna niezależność finansowa spowodowały, że wydatki na kosmetyki znacznie wzrosły. Popularne stały się krótkie fryzury, więc kobiecość podkreślano, używając różu, pudru, szminek czy lakieru do paznokci. Prócz tego rządy i firmy kosmetyczne propagowały piękno i makijaż jako patriotyczny obowiązek. Na plakatach zachęcających kobiety do przyłączenia się do działań wojennych przedstawiano np. pielęgniarki w jaskrawoczerwonej szmince. Ta stała się szczególnie istotnym elementem amerykańskiej tożsamości, gdyż rząd federalny zniósł wojenne ograniczenia racjonowania materiałów nakładane na producentów kosmetyków, aby zachęcić do stosowania makijażu. Szminka podnosiła morale, dawała kobietom poczucie bycia atrakcyjną, ale także budowała w społeczeństwie przekonanie o przeciwstawianiu się trudnym czasom.
W pogoni za niedoścignionym ideałem
Znaczenie i rola makijażu różnią się w zależności od tego, kogo o niego spytamy. Dla jednych będzie narzędziem do ukrycia fizycznych mankamentów, inni postrzegają go w kategoriach sztuki i wyrażenia swojej kreatywności, by w końcu dla części może mieć znaczenie symboliczne. Niezależnie od powodów makijaż silnie w nas rezonuje. Nakładając go, zmieniamy nie tylko wygląd, ale i sposób myślenia. Pomaga budować pewność siebie, ale potrafi też skutecznie obniżyć poczucie własnej wartości. Ideał piękna kształtują dziś siły zewnętrzne – popkultura, reklamy i media społecznościowe. Filtry, programy do obróbki zdjęć, wiedza, jak się ustawić, jak kadrować – wszystko to po części powoduje, że społeczeństwo stworzyło standardy piękna trudne do osiągnięcia. Istotną rolę odgrywa też to, że kosmetyki nigdy nie były tak tanie i łatwo dostępne jak dziś, przez co postrzegamy je jako integralną częścią życia kobiet. W tym kontekście ważne wydaje się zrozumienie wpływu, jaki przemysł wywiera na konsumentów w dzisiejszych czasach.