Szczyt popularności osiągnęli 20 lat temu, są utożsamiani z początkiem lat dwutysięcznych, wszyscy znają ich hit Take Me Out. Można powiedzieć, że są zespołem jednej płyty. Tylko czy taki zespół miałby ponad 7 mln odsłuchań miesięcznie na Spotify?
TEKST Franciszek Pokora
Choć początki grupy sięgają imprez w Glasgow w mieszkaniach koleżanek, to poważne granie zaczęło się w studiu Gula w Malmö. Tore Johansson, producent ze szwedzkiego studia, był zadowolony z pracy z kwartetem złożonym z Alexa Kapranosa (wokal), Boba Hardy’ego (bas), Nicka McCarthy’ego (gitara) i Paula Thompsona (perkusja). Brzmieli dobrze, szacował więc, że około 1000 egzemplarzy potencjalnego albumu ma szansę się sprzedać. Wydania nagrań podjęło się Domino Records. Jeszcze na początku sierpnia 2003 r. nikt w niewielkiej londyńskiej wytwórni nie przypuszczał, że którykolwiek ze wspieranych przez nich zespołów zaistnieje na brytyjskiej liście przebojów.
Tymczasem 14 września na pozycji nr 44 uplasowało się Darts of Pleasure, pierwszy singiel grupy, a legendarny prezenter BBC Radio 1 John Peel miał nazwać grupę z Glasgow wybawcami rock’n’rolla. Niecałe pół roku później stali się najpopularniejszym rockowym zespołem z Wysp. Prawdziwe bum nastąpiło 18 stycznia 2004 r. Take Me Out od razu wdarło się na trzecie miejsce listy UK Singles Chart. Singiel na swój sposób przypomina film Hitchcocka. Najpierw trzęsienie ziemi, potem napięcie rośnie – mocne gitarowe otwarcie, spowolnienie, w końcu rytmiczny riff i miłe dla ucha przejście po refrenie. W takim duchu jest cały Franz Ferdinand, debiutancki album grupy o tej samej nazwie, który nie tylko rozszedł się w gigantycznym nakładzie (ponad 3 mln kopii sprzedanych na całym świecie, w tym po milionie w Wielkiej Brytanii i w Stanach), ale został też nominowany do nagrody Grammy w kategorii najlepszego albumu alternatywnego 2004 r.
Gwiazdorzy od siedmiu boleści
Drugi album był mniej medialny. You Could Have It So Much Better przez niektórych uważane jest za opus magnum zespołu, przez innych za obniżenie lotów po świetnym debiucie. Następca Franz Ferdinand jest nieco pełniejszy muzycznie i lirycznie. Tym razem buntowniczy duch przeplata się z harmonią, punkowe uderzenie ze spokojem. Połączenie rocka, tanecznych rytmów i lekko beatlesowskiego sznytu nie przebiło się do aż tak szerokiego grona słuchaczy z uwagi na swoją mniej radiową naturę. Dodatkowo Franz Ferdinand od samego początku wyróżniała zupełnie niegwiazdorska świadomość kulturowa. Co za gwiazdy rocka chodzą na festiwal książki w Edynburgu i mówią o potrzebie zwrócenia uwagi na tekściarzy, bo przecież Robert Burns, szkocki wieszcz, przede wszystkim pisał piosenki?! I jeszcze ta inspiracja rosyjskim konstruktywizmem, zarówno w warstwie graficznej (teledyski do pierwszych singli, okładek albumów i epek), jak i muzycznej. Tak jak konstruktywizm swoją formę zawdzięczał użyciu podstawowych figur np. linii, koła czy trójkąta, tak Franz Ferdinand tworzył proste, krótkie riffy. Często brzmiały dość szorstko, słuchanie ich wywoływało podobne napięcie, co oglądanie kontrastujących ze sobą różnokolorowych figur w kompozycji konstruktywistycznej. Skandal! Żadna gwiazda rock’n’rolla tak nie myśli. Całe szczęście, według Kapranosa podstawowym założeniem było to, żeby dziewczyny chciały tańczyć do naszej muzyki. To ich jako rock’n’rollowców ratowało.

Zawsze rosnąco
Jednak Franz Ferdinand wciąż poszukiwał nowych form artystycznego przekazu. Po premierze trzeciej płyty, Kapranos był wściekły na pisma muzyczne. Jedne zarzucały zespołowi porzucenie rocka na rzecz popu, drugie kurczowo doszukiwały się punku tam, gdzie go nie było. Tonight: Franz Ferdinand jest najbardziej osobliwą płytą szkockiej grupy, udanym eksperymentem łączącym rock z panującym wtedy na listach przebojów elektronicznym popem. Z kolei Right Thoughts, Right Words, Right Action wraca do gitarowego grania, ale jest łagodniejsze, bardziej melodyjne, mniej konstruktywistyczne. Always Ascending, na tę chwilę ostatni album, jest stonowany i chłodniejszy. Czuć, że zespół szukał na siebie nowego pomysłu po odejściu gitarzysty i głównego kompozytora obok Kapranosa, Nicka McCarthy’ego. W jego miejsce dołączył klawiszowiec Julian Corrie. W efekcie rockowy ogień przytłumiły popowo-syntezatorowe poszukiwana nowego „ja”. Po zakończeniu nagrań do albumu do zespołu dołączył też gitarzysta Dino Bardot.
Najnowsze single zespołu, nagrane z perkusistką Audrey Tait (Paul Thompson odszedł w 2021 r.), to powiew świeżości i zapowiedź innego Franza Ferdinanda. Curious łączy w sobie taneczny rytm i proste riffy z nienarzucającymi się syntezatorowymi efektami, co razem z tekstem piosenki tworzy miłą dla ucha, otwartą, bardziej funkową niż rockową kompozycję. Zupełnie inne jest Billy Goodbye. Kapranos z zespołem bawią się formą, słychać inspirację twórczością Talking Heads i Davida Byrne’a – załamujący się wokal, dużo efektów. Równocześnie zachowane są pierwotne pryncypia: jest tanecznie, riffy są wciąż proste. Do tego świetny teledysk.
Wydawać by się mogło, że Franz Ferdinand jest reliktem początku wieku. Rzeczywistość jest jednak nieco inna – wraz z upływem lat, grupa z Glasgow dostosowała się do nowych słuchaczy i wymogów rynku. Mocno rockowy styl zamienili na subtelniejszy muzyczny ekspresjonizm, jednocześnie zachowując taneczno-gitarowy charakter, z którego słyną od samego początku. Franz Ferdinand zadziwia tym, że przetrwał w erze śmierci rocka, a ciągłą ewolucję zawdzięcza swoim szerokim horyzontom i licznym eksperymentom. Pozostaje nam czekać na nowy album i zwieńczenie pełnej transformacji.