Piłkarskie Termopile

Wychodzenie na mecz z mniejszą liczbą zawodników niż regulaminowych jedenastu to dość powszechna sytuacja w najniższych klasach rozgrywkowych, gdzie zawodnicy nie zawsze znajdują czas na pogodzenie hobby z innymi obszarami swojego życia. Trudno jednak sobie wyobrazić, żeby miało to miejsce w jednej z najlepszych lig na świecie. Tymczasem właśnie w takich okolicznościach dziesięć lat temu toczył się jeden z meczów w lidze portugalskiej.

Wychodzenie na mecz z mniejszą liczbą zawodników niż regulaminowych jedenastu to dość powszechna sytuacja w najniższych klasach rozgrywkowych, gdzie zawodnicy nie zawsze znajdują czas na pogodzenie hobby z innymi obszarami swojego życia. Trudno jednak sobie wyobrazić, żeby miało to miejsce w jednej z najlepszych lig na świecie. Tymczasem właśnie w takich okolicznościach dziesięć lat temu toczył się jeden z meczów w lidze portugalskiej.

Tekst: Filip Wieczorek

Przez większość swojej historii União de Leiria nie była wyróżniającym się klubem. Założony w 1966 r. zespół ze środkowej Portugalii do lat 90. zaledwie dwa razy zagościł w najwyższej lidze, w obu przypadkach żegnając się z nią po zaledwie jednym sezonie. Lepsze czasy dla Os Lis (pol. Ci z Lis, Lis to rzeka przepływająca przez Leirie) nadeszły wraz z trzecim awansem do pierwszej dywizji, który nastąpił po sezonie 1993/94. Tym razem nie skończyło się natychmiastową relegacją, wręcz przeciwnie, Leiria okazała się być solidną, potrafiącą namieszać w lidze drużyną. Jej złoty okres przypada na pierwsze lata XXI w. Zapoczątkowany został w 2000 r., kiedy to klub został przejęty przez João Bartolomeu, właściciela firmy Materlis, lokalnego giganta w dziedzinie obróbki drewna. Już w pierwszym sezonie po zmianie właściciela União zajęło, najwyższe w swojej historii, piąte miejsce w lidze. Następna kampania, choć nie tak udana pod względem sportowym, bo zakończona na siódmym miejscu, upłynęła pod znakiem dwóch osobistości, których potencjał okazał się wykraczać daleko poza Leirię. Pierwszą z nich był brazylijski napastnik Derlei, zdobywca 22 goli i wicekról strzelców, ustępujący jedynie bezkonkurencyjnemu wówczas Mario Jardelowi. Druga to młody trener, uznawany wtedy za jeden z największych portugalskich talentów w swojej dziedzinie. Mimo iż w União spędził zaledwie pół roku, zdążył pobić rekord liczby meczów bez porażki z rzędu w najwyższej lidze, schodząc z boiska niepokonanym w ośmiu kolejnych spotkaniach. Nic zatem dziwnego, że po zakończonej na czwartym miejscu rundzie jesiennej upomniało się po niego oglądające wówczas plecy Os Lis FC Porto. Szkoleniowcem tym był… José Mourinho. W drużynie z miasta nad rzeką Duero The Special One osiągnął największe sukcesy w swojej karierze, w swoim pierwszym pełnym sezonie triumfując w Pucharze UEFA, a rok później sensacyjnie wygrywając Ligę Mistrzów. Jednym z kluczowych zawodników jego zespołu był Derlei, który dołączył do Mourinho po zakończeniu kampanii 2001/02.

Pocałunek śmierci

Odejście dwóch supergwiazd zdawało się niespecjalnie robić na Leirii wrażenie. Wręcz przeciwnie, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że klub jest na najlepszej drodze ku zadomowieniu się w portugalskiej czołówce na stałe. Sezon 2002/03 União zakończyło na piątej pozycji, dostając się przy tym do finału Taça de Portugal (Pucharu Portugalii). Nową gwiazdą zespołu został skrzydłowy Maciel, który dwukrotnie przekroczył granicę dziesięciu goli w ciągu roku. Ostatnim krokiem ku dołączeniu do grona najlepszych z najlepszych miało być otwarcie mogącego pomieścić 24 tysiące widzów nowoczesnego stadionu, wybudowanego na EURO 2004. Wraz z oddaniem do użytku nowego obiektu znacząco pogorszyły się jednak wyniki sportowe klubu. Po odejściu Maciela do – jakże by inaczej – FC Porto, zespół popadł w poważny dołek, z którego już nigdy tak naprawdę się nie podniósł. Nowy stadion zionął pustkami, z rzadka zapełniając się nawet w jednej czwartej, a nieliczni wierni kibice oglądali, jak ich ukochany klub pogrąża się w przepaści. Zajęcie siódmego miejsca w rozgrywkach 2005/06 i 2006/07 należy rozpatrywać w tej samej kategorii co chwilową, pozorną poprawę stanu ciężko chorego pacjenta. Już następny sezon przyniósł pierwszą od ponad dziesięciu lat relegację do drugiej ligi. Choć banicja trwała zaledwie rok, okazała się ona być pierwszym gwoździem do trumny dla klubu. Zainteresowanie drużyną zaczął tracić João Bartolomeu, którego firma popadła w poważne kłopoty finansowe. Z początku wydawało się jeszcze, że ich konsekwencje nie będą tak tragiczne, a Leiria, choć ponownie stanie się bezbarwnym średniakiem, przetrwa. Wszelkie nadzieje rozwiał jednak sezon 2011/12. Przed jego rozpoczęciem z mającego coraz większe problemy z wypłacaniem pensji na czas klubu odeszło aż 16 zawodników, a powstałe po nich luki wypełniono przede wszystkim wypożyczonymi zawodnikami. Tak naprędce sklecona kadra nie sprawiła sensacji, większą część sezonu União spędziło w strefie spadkowej. Tymczasem sytuacja za kulisami była jeszcze gorsza niż na boisku. Do kłopotów z wypłacalnością dołączyły problemy ze stadionem – obiekt został zajęty przez komornika, a lokalni politycy coraz głośniej zaczęli nawoływać do wyburzenia nierentownego molocha. W wyniku tych perturbacji zespół zmuszony został do przeprowadzki na o wiele mniejszą arenę znajdującą się w pobliskim Marinha Grande. Oliwy do ognia dolewała postawa Bartolomeu, zachowującego się jakby finanse klubu były w jak najlepszym porządku. W trakcie sezonu dwukrotnie zdecydował się na zmianę trenera, zwolnił także dyrektora sportowego. Sprawę zaległych pensji komentował w następujący sposób – Takie problemy mają też inne kluby, nie tylko União de Leiria. Ponad 80 procent profesjonalnych klubów w Portugalii ma jakieś zaległości wobec zawodników.

Ostatni gasi światło

Czara goryczy przelała się 27 kwietnia 2012 r., na dwa dni przed zaplanowanym meczem z Feirense. W geście protestu zawodnicy, których duża część nie widziała wypłaty od ponad czterech miesięcy, zdecydowali się nie wyjść na ostatni przedmeczowy trening. Sytuacja eskalowała niezwykle szybko – już po kilku godzinach większość z nich złożyła wniosek o rozwiązanie kontraktów z winy klubu. Takie rozwiązanie zostało im zaproponowane przez portugalski Związek Profesjonalnych Piłkarzy, pozostający w kontakcie z pokrzywdzonymi piłkarzami. Pod koniec dnia na tonącym okręcie pozostało już tylko dziewięciu zawodników. Do dnia meczowego nie udało się osiągnąć porozumienia z resztą graczy, co doprowadziło do sytuacji, w której União nie miało jak skompletować jedenastki gotowej do występu. Komisja Ligi rozważała odwołanie spotkania i przyznanie walkowera Feirense, ostatecznie jednak wybrano opcję pozwolenia Os Lis na wystąpienie w niepełnym składzie. Na boisku pojawiło się ośmiu zawodników, wśród nich wypożyczony z Benfiki Nicklas Bärkroth, w Polsce znany jako jeden z największych niewypałów transferowych w historii Lecha Poznań, a także kojarzony dziś przez każdego fana piłki nożnej Jan Oblak. Samo spotkanie było typowym meczem bez historii, zakończonym wynikiem 4-0 dla Feirense. O wiele ciekawsze od niego było to, co działo się w gabinetach. Bartolomeu był wściekły, zawodników, którzy rozwiązali kontrakty, nazywał dezerterami i groził im konsekwencjami sądowymi. Zachowanie sportowców, którym zależy tylko na pieniądzach, jest beznadziejne – w swoim stylu skwitował prezes União. Szczytem absurdu było jednak oskarżenie Alphousseyniego Keity, który z występu w feralnym meczu zrezygnował w ostatniej chwili, o kradzież z szatni torby z 6 tys. euro. Było ono jednak tak niedorzeczne, że niemal od razu zostało wycofane.

Nowy start

União nie ogłosiło upadłości od razu po starciu z Feirense. Dzięki zaangażowaniu juniorów Os Lis dograli sezon do końca, w dwóch ostatnich kolejkach występując już w jedenastu. W tak trudnym, pod wieloma względami kompromitującym, sezonie rezultat końcowy musiał być katastrofalny – zaledwie 19 zdobytych punktów dawało ostatnie miejsce w tabeli, ze stratą dziewięciu oczek do bezpiecznego miejsca. W następnym sezonie Leirii nie dopuszczono do gry na zapleczu Primeira Liga – zamiast tego klub wystartował w rozgrywkach regionalnych. Co ciekawe, cały czas zarządzała nim ta sama spółka. Ta ogłosiła upadłość dopiero w marcu 2013 r., kiedy długi wynosiły już 16 mln euro, a jedynymi aktywami obrotowymi, którymi dysponowała, były autokar i minivan. Nowo powstały, kontynuujący tradycje União, klub wystartował w sezonie 2013/14 w trzeciej klasie rozgrywkowej, w której występuje do dziś. Także on nie jest wolny od afer – w 2014 r. zakupiony został przez Aleksandra Tołstikowa, rosyjskiego biznesmena i agenta piłkarskiego. Człowiek ten, z początku nazywany przez kibiców Abramowiczem z Leirii, został powiązany przez śledczych Europolu z mafią zajmującą się praniem brudnych pieniędzy i ustawianiem meczów. Choć śledztwo w sprawie Tołstikowa nadal trwa, a on sam nie usłyszał jeszcze wyroku skazującego, w 2020 r. podjęto decyzję o pozbyciu się problematycznego akcjonariusza. Nie spowodowało to ponownego załamania się finansów klubu. Jest wręcz odwrotnie, União pod niemal każdym względem ma się najlepiej od dawna. Drużyna zakwalifikowała się w sezonie 2021/22 do baraży o awans do Segunda Liga, zarządzana jest przez byłego prezesa Vitorii Guimarães, Armando Marquesa i znów występuje na swoim stadionie. O tym, że w klubie dzieje się naprawdę dobrze, niech świadczy tegoroczna rekordowa frekwencja na Estadio Dr. Magalhães, wynosząca 11 tysięcy widzów. Choć jest to mniej niż połowa całkowitej pojemności stadionu, takich rezultatów już dawno nad Lis nie widziano.