czwartek, 1 czerwca

Jordania mniej znana

Odwiedzając miejsca znane z powodu występowania w nich konkretnych atrakcji turystycznych, często swój pobyt ograniczamy niemalże tylko do nich. Podróż przybiera wówczas charakter rutynowej wycieczki, a my tę formę tylko pielęgnujemy.

Tekst: Radosław Mazur

Myśląc Jordania mamy przed oczami dwa obrazki. Pierwszym zapewne będzie nabatejczykowskie miasto wykute w skale – Petra. Innym są samochodowe wyprawy przez pustynię Wadi Rum.Ja jednak ani jednego, ani drugiego nie ujrzałem. Tym razem zrobiłem to celowo, gdyż wcześniej wymienione miejsca nie były motorem do podjęcia mojej grudniowej podróży na Bliski Wschód. Pragnąłem bowiem odkryć ten arabski kraj od nieco innej strony, niż krajoznawczej (chociaż takiej również zdołałem zasmakować – tak dosłownie, jak i w przenośni). Chciałem doświadczyć codziennego życia mieszkańców, zmierzyć się z ich problemami, na co bezwiednie wybrałem najlepszy moment – wybuchu masowych protestów…

Zliberalizowana ortodoksja

Nie kryjąc zadowolenia z komfortu delektowania się wakacyjną aurą (w czasie kiedy w kraju nad Wisłą ludzie przeskakują z jednych świątecznych zakupów na drugie), wraz z moim towarzyszem podróży poszukiwaliśmy restauracji z lokalnym jedzeniem. W powietrzu 29 stopni, a my niespełna półtorej godziny temu wylądowaliśmy w miejscu z pozoru rygorystycznie nastawionym do praktykowania Islamu. Pomimo że znajdowaliśmy się w Jordanii, słynącej wśród państw arabskich z wysokiego liberalizmu, to terytorium Akaby do 1965 r. było własnością Arabii Saudyjskiej.

Naszym celem było znalezienie czegoś „nieturystycznego”. Tak też (kierując się dosyć infantylną intuicją) wyszukiwaliśmy miejsc, gdzie nieobecne są wszelkie świąteczne bibeloty. Ku naszemu zdziwieniu, nie przyszło nam to wcale tak łatwo, ponieważ w niemalże każdej restauracji mogliśmy ujrzeć zachodnie ozdoby, przede wszystkim w postaci choinek. Jednakże czymś, co zdziwiło nas jeszcze bardziej okazała się ich popularność wśród lokalnej społeczności.

Po kilkudziesięciu minutach poszukiwań, zrezygnowani, głodni i zmęczeni usiedliśmy w jednym z bardziej „tutejszych” lokali. Atmosfera iście arabska: skoczne dźwięki przeplatały się ze stanowczym w brzmieniu językiem arabskim. W powietrzu unosił się zapach parzonej w piasku Turki wraz z aromatycznymi kadzidełkami. Czuliśmy się tam bardzo wschodnio. Mnie jednak wciąż zastanawiała ta nieszczęsna choinka. Poirytowany tym faktem zapytałem młodego kelnera, który całkiem dobrze władał angielskim, o sens jej występowania. Mężczyzna ten nie bardzo rozumiał moje zdziwienie, tłumacząc, że jest przecież świąteczny czas, a ostatnimi laty coraz więcej Europejczyków przylatuje do Akaby, toteż mieszkańcy starają się poprzez takie gesty pokazać swoją otwartość.

Z przekonaniem o jordańskiej otwartości, zachowując szacunek wobec konserwatywnych praktyk Islamu, obserwowaliśmy dalej tłumy przybywające do meczetu Al-Sharif. Nie planowaliśmy wchodzić do środka, ponieważ nasz strój znacznie odbiegał od tego „odpowiedniego”. Po chwili jednak podszedł do nas mężczyzna w średnim wieku i łamanym angielskim zapytał, czego szukamy. Zważywszy na nasz plażowy ubiór, w głowach pojawiło się tylko jedno – ewidentnie powinniśmy sobie pójść. Odchodząc, podbiegł do nas ten sam człowiek. Nieco speszony mówił, że jeżeli chcemy iść na modlitwę to pokaże nam, gdzie się dokładnie wchodzi. Próbowałem mu delikatnie oznajmić, że nie jesteśmy muzułmanami. On jednak wciąż nas zachęcał, prosząc jedynie o uprzednie umycie nóg, gdyż do meczetu wchodzi się bez obuwia. Mój współtowarzysz (krytykując laicyzację świata) odmawia wejścia, ja jednak podążyłem za tym uprzejmym Jordańczykiem.

Obserwując sposób oddawania się modlitwie, w tak zwanym międzyczasie, zachwyciło mnie wykonanie tego miejsca od strony archi- tektonicznej. Zgodnie z arabskim wzornictwem był to budynek stworzony z ogromem pietyzmu. Nieskazitelna biel jego elewacji jasno dominuje nad miastem. Wybudowany został ku czci Husajna ibn Alego, bohatera rewolucji arabskiej, który sprzeciwiał się nacjonalizmowi osmańskiemu. Zafascynowany jego kunsztownym wykonaniem zostałem tam jeszcze na chwilę po Zuhr, czyli południowej rytualnej modlitwie. Słychać było szelest palm, spowodowany ciepłym wiatrem z pobliskiego Ejlatu. Bogactwo przyrody wokół samego domu modlitwy wydawało się równie niezwykłe, jak sama jego forma. Dopiero teraz rozumiem, co chciał przekazać mi mężczyzna, który zaciągnął mnie w to miejsce. Chwila wytchnienia, możność wstrzyma- nia się na moment od obowiązków, a przy tym poczucie tolerancji i gościnności ze strony Jordańczyków nadają wyjazdowi nieco inny charakter, niż uprzednio planowałem.

Wjazdu odradzamy!

Pełni wrażeń po intensywnym dniu, myśleliśmy tylko o tym, żeby móc w spokoju zasnąć. Ja natomiast rutynowo włączyłem jeszcze na chwilę telewizję. Ku mojemu zdziwieniu – nie było żadnego europejskiego kanału. Powiem inaczej, był tylko jeden kanał, Al-Dżazira. Dużo w nim mówili o protestach w Jordanii. Następnego dnia, mijając miejski targ, dostrzegłem, jak bardzo wpatrzeni w malutkie telewizory byli lokalni kupcy. Zainteresowany zjawiskiem zagaiłem, czy coś się stało i w jakiej sprawie organizowano protesty, które widziałem wczoraj i widzę teraz na ekranach. Spośród bełkotu kilku rozemocjonowanych mężczyzn wyłapałem tylko kilka słów: benzyna, gaz i ceny. Łącząc to w logiczną całość już chyba mniej więcej zrozumiałem, czym motywowane są odczucia mieszkańców Akaby.

Krótko potem zrobiłem szybki research otrzymanych informacji. Po wpisaniu hasła w języku polskim, nie mogłem nic znaleźć. Bagatelizując sytuację dałem sobie spokój. Nie trwał on jednak zbyt długo, gdyż po południu, wracając z plaży w okolicach centrum miasta, dostrzegliśmy grupę mężczyzn, blokujących jezdnię. W tamtym momencie już wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Próbowałem wyciągnąć informacje od licznych zastępów policji towarzyszącej zgromadzeniu. Uprzejmy mundurowy starał się mnie uspokoić zapewniając, że wydarzenia mają charakter pokojowy i nie są nastawione przeciwko królowi Abd Allahowi bin Husajnie. Osobę monarchy przywołał dwukrotnie, czym tylko uświadomił mi, jak ważna jest dla nich jego postać. Uwidocznione jest to w niemalże każdym miejscu Akaby. W recepcji hotelu, przy szkołach, w sklepach, a nawet nad bramą wjazdową do portu znajdują się fotografie króla. Ja jednak wciąż drążyłem temat i starałem się wyciągnąć z policjanta motyw tych zamieszek. Funkcjonariusz po chwili wyjaśnił mi, że duża część mieszkańców Jordanii pracuje jako kierowcy i po podwyżce cen paliwa ich branża przeżywa spory kryzys.

Kiedy wylatywaliśmy, na pokładzie samolotu usłyszałem rozmowę dwojga pasażerów siedzących obok mnie. Mówili o zamieszkach w Jordanii, w wyniku których zginęło pięć osób, a wiele zostało rannych. Zdałem sobie sprawę, że dotyczą one tych, których miałem okazję być świadkiem. Włączyłem się więc do dyskusji i dopytałem o poruszane kwestie. W trakcie konwersacji dowiedziałem się, że skala protestów jest na tyle duża, że polski MSZ opublikował informację, w której stanowczo odradza wjazdu na terytorium Jordanii, a jordański rząd zakazał używania aplikacji TikTok celem nierozpowszechniania informacji o wydarzeniach…

Transgraniczne komplikacje

Uboga w treść prasa turystyczna na temat leżącej nad Morzem Czerwonym Akaby jedną informację podkreśla wielokrotnie, a jest nią bogactwo w rafy koralowe, które widać przez przeźroczystą wodę nawet kilkadziesiąt metrów od brzegu. Mimo, że miała być to jedna z głównych atrakcji naszego wyjazdu, to z powodu innych, równie ciekawych, została odłożona na sam koniec. Z tego powodu podczas przedostatniego dnia po- stanowiliśmy ujrzeć na własne oczy ten niezwykły wytwór przyrody.

Chcąc nacieszyć się różnego rodzaju pożytkami, próbowaliśmy ,,skosztować” jak najwięcej z nich przed wylądowaniem na oblodzonej płycie Okęcia. Naszym celem szybko stało się odnalezienie gondoliera, który dzięki przeźroczystym podłogom arabskich łódeczek pokazałby nam oddaloną od brzegu rafę. Nie było to trudne, gdyż poza sezonem podaż tej usługi w znacznej mierze przewyższa popyt. W momencie kiedy pytaliśmy o ofertę jednego mężczyznę, podbiegło do nas trzech innych, którzy oferowali lepszą. Wtedy też dobitnie zauważyłem, że kultura targowania się jest rzeczywiście wysoce podtrzymywana. Cena zaoferowana na początku zawsze ma charakter jedynie grzecznościowy, który rozpoczyna ostre negocjacje, będące filarem obyczajowości Bliskiego Wschodu. Po chwili gwarnej dyskusji stanowczo wybraliśmy jedną z ofert, ponieważ odnieśliśmy wrażenie, że zmierza ona w kierunku ostrej wymiany zdań. Kłótnia ta nie miała na szczęście charakteru osobistego, gdyż odchodząc dostrzegliśmy, jak po chwili zaczęli ze sobą żartować.

Akaba, będąca zatoką Morza Czerwonego, łączy ze sobą aż cztery państwa: Jordanię, Izrael, Arabię Saudyjską i Egipt. Tak więc płynąc wzdłuż granicy z Izraelem otrzymałem wiadomość telefoniczną z informacjami o kosztach roamingu w tym państwie. Byłem jednak nieświadomy różnicy godzinowej między Izraelem, a Jordanią w okresie zimowym, a co za tym idzie przestawienia zegara w moim telefonie. Przez moje niedopatrzenie (spowodowane połączeniem z izraelską siecią) ostatniego dnia pobytu zbudziliśmy się godzinę później, o czym uświadomił mnie mój towarzysz, którego nie „przywitano” w Izraelu. Mieliśmy zaledwie kilkanaście minut na poranną toaletę połączoną z szybkim śniadaniem. Na szczęście chcieć to móc i wylecieliśmy z Jordanii o czasie…

Hans Christian Andersen powiedział kiedyś: podróżować to żyć. Na przestrzeni wieków zdążyliśmy sparafrazować słowa te do maksymy: podróże kształcą i dzisiaj już tę drugą przypisujemy duńskiemu pisarzowi. Mając niekiedy okazję zobaczyć inne kultury staram się ich nie oceniać zgodnie z powszechną stereotypizacją, a wpierw zrozumieć podłoże pewnych zachowań. Dzięki temu poznałem Islam jako religię miłości, która jest bardzo otwarta na ludzi niepraktykujących, a jej wyznawców jako osoby pełne tolerancji. Możemy nie popierać monarchii, nie lubić targowania się lub po prostu nie rozumieć innych, całkowicie egzotycznych z perspektywy zachodniej kultury zwyczajów, ale odwiedzając Bliski Wschód warto pamiętać, że to my jesteśmy tutaj gośćmi i czasem warto uszanować światopogląd gospodarza.