Dwie strony europejsko-chińskiego medalu

Relacje chińsko-europejskie mają za sobą długą historię sięgającą XVII w. Dziś obydwaj gracze stanowią dla siebie największych partnerów handlowych. Przez lata współpraca ta przybierała różne formy. Ostatni kamień milowy został osiągnięty w grudniu 2020 r., kiedy po siedmiu latach negocjacji doszło do zawarcia istotnej dla europejskich firm umowy inwestycyjnej – the Comprehensive Agreement on Investment (CAI). Osiągnięcie takiego porozumienia z największą gospodarką świata powinno świadczyć o sukcesie Unii w politycznych zmaganiach. Czy rzeczywiście tak jest?

Tekst: Julia Kotowska

Czym jest CAI?

Produkcja jest ważnym obszarem inwestycyjnym dla Europy – ponad 40 proc. inwestycji podjętych w Chinach dotyczy właśnie tego sektora, przy czym lwią część stanowi branża motoryzacyjna[1]. Działalność na największym rynku Azji wciąż jest jednak wyzwaniem trudnym do podjęcia przez europejskie firmy. Przede wszystkim Chinom zarzuca się brak transparentności, dyskryminację zagranicznych przedsiębiorstw ze względu na nierówny dostęp do licencji, skomplikowane procedury administracyjne oraz brak wystarczającej ochrony własności intelektualnej. Ponadto, dzięki subsydiom i niższym ciężarom podatkowym państwowe przedsiębiorstwa urosły do rangi gigantów i zdominowały chiński rynek,  podnosząc znacząco jego konkurencyjność. Niesprzyjające rozwojowi zagranicznych firm okoliczności sprawiły, że ich nastawienie do rynku zdecydowanie się pogorszyło.

Podczas gdy europejskie firmy musiały mierzyć się z powyższymi problemami, chińscy inwestorzy swobodnie korzystali z praw rynku Wspólnoty na równi z jej członkami. Ewidentne różnice w kwestii otwartości na zagraniczne inwestycje rodziły obawy o nierówną konkurencję oraz zaburzenie rynku.

Negocjacje między Unią Europejską a Chinami dotyczące m.in. zagwarantowania równego dostępu do obydwu rynków, ochrony inwestorów oraz wprowadzenia regulacji inwestycji w kwestii ochrony środowiska i pracowników rozpoczęły się w 2013 r. Przez lata doszło do wielu prób znalezienia konsensusu, które zawsze kończyły się fiaskiem. Dopiero 30 grudnia 2020 r. najwięksi partnerzy handlowi osiągnęli porozumienie. Przede wszystkim na mocy umowy Chiny zobowiązały się do zniesienia licznych ograniczeń i restrykcji obejmujących różne branże sektora produkcyjnego i usługowego, dzięki czemu zwiększy się ich dostępność dla inwestorów zagranicznych. Porozumienie „wywalczone” po tak długim okresie jest nie tylko spełnieniem celów postawionych przez Unię, ale również ma stanowić kluczowe narzędzie do naprawy i przyspieszenia odrodzenia globalnej gospodarki po pandemii. Obecna sytuacja jednakże ma jeszcze drugie dno.

Bezcenne wartości o ściśle określonej cenie?

Ogłoszony w grudniu konsensus zrodził więcej wątpliwości niż zachwytu. Zarzuty odnoszą się na przykład do aktualności wartości unijnych, na które tak często powołują się przedstawiciele Wspólnoty. Chiny znane są nie tylko ze swej potęgi gospodarczej, ale – co ważniejsze – z regularnego pogwałcania praw człowieka czy nieprzestrzegania regulacji i zapisów umów. Konflikty w Hongkongu i Sinciangu, starcie z indyjskimi wojskami czy ukaranie Australii przez nałożenie ceł na strategiczne obszary eksportu to zaledwie kilka przykładów. Według Traktatu o Unii Europejskiej, jej działania oparte są na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka (…).  Czy zatem zawarcie porozumienia z państwem, które nie uznaje tych wartości, a co więcej – notorycznie je łamie, nie jest objawem hipokryzji?

Nie ulega wątpliwości, że członkowie Wspólnoty są w wielu kwestiach równi i równiejsi. W procesie zawarcia CAI, prócz Xi Jinpinga, wzięli udział przedstawiciele Komisji i Rady Europejskiej wraz z kanclerz Niemiec i prezydentem Francji. Pozostałe państwa członkowskie, a także inne instytucje unijne, zostały całkowicie zignorowane. Pominięcie Parlamentu Europejskiego, który obecnie jawnie krytykuje Komisję za porozumienie, może okazać się gwoździem do trumny całego przedsięwzięcia, gdyż to Parlament odpowiada za ratyfikację umowy.

Wreszcie Angela Merkel może dopisać do listy osiągnięć długo oczekiwane porozumienie inwestycyjne z Chinami. Fakt, że przypadło to na koniec jej kadencji stanowi tym większą wisienkę na torcie. Państwo Azji jest największym rynkiem zbytu dla niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego i chemicznego. Pewnym jest, iż umowa zakładająca szerszy dostęp do tych właśnie branż zaspokoiła interesy Niemiec. A gdzie w tej historii są Amerykanie?

Cień na relacjach transatlantyckich 

Decydenci pominęli przy rozmowach nie tylko państwa członkowskie i instytucje unijne, ale także sojusznika zza wielkiej wody. Mimo wysłania prośby o wstrzymanie decyzji o zawarciu porozumienia przynajmniej do czasu wspólnej dyskusji, nową administrację Białego Domu postawiono poza nawias. Przyczyny tak lekceważącej postawy Unii można dopatrywać się w jej przeświadczeniu o słabości amerykańskiego narodu. Trudno się dziwić, chociażby ostatnie wydarzenia w Waszyngtonie odcisnęły piętno na wizerunku kraju. Jednak podważanie skuteczności amerykańskiej polityki w sytuacji, gdy polega się na jej gwarancji bezpieczeństwa, wydaje się być podejściem niebezpiecznym w skutkach dla stosunków transatlantyckich. Sama Unia tłumaczy swój czyn terminem strategicznej autonomii. Usprawiedliwienie nie jest jednak zbyt przekonujące.

CAI – więcej dobra czy zła?

Unia Europejska wierzy, że umowa zmusi Chiny do respektowania jej zapisów dotyczących praw pracowników. Jest to jednak dosyć naiwne podejście, zważywszy na wcześniejsze rzekome zobowiązania chińskiego rządu. W porozumieniu Chiny zgodziły się jedynie do pracy w kierunku ratyfikacji konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy. Sam dokument w żaden sposób nie zobowiązuje ani nie wyznacza konkretnego terminu na wprowadzenie konwencji. Zresztą, jak zauważył doradca chińskiego rządu Shi Yinhong, czy potrafimy sobie wyobrazić Chiny z niezależnymi związkami zawodowymi?

Dzisiaj ciężko jest jednoznacznie stwierdzić, jakie konsekwencje przyniesie wprowadzenie umowy w życie. Obecna sytuacja pokazała na pewno, że w kwestii Chin nieustannie podkreślane przez Unię Europejską jedność i bezcenne wartości mają jednak swoją cenę, gdy tylko pojawia się biznes.

[1] Eurostat